Zatkamy sobie uszy żeby nie słyszeć płaczu i krzywdy eksmitowanych i wyzyskiwanych! Zasłonimy sobie oczy żeby nie widzieć cierpiących niedostatek, zbierających puszki i kupujących przecenione produkty żywnościowe.
Przy okazji kolędy zapytałem proboszcza parafii o sprawę przyjęcia pieniędzy od zarządu spółdzielni. Ksiądz wyjaśnił, że środki zostały wpłacone na konto kurii i stamtąd przekazano je parafii. Informację o wpłacie ogłoszono publicznie podając kto wpłacił. Pieniędzy nie zwrócono do nadawcy.
Wskazałem na niedopuszczalność przyjmowania pieniędzy od prezesów spółdzielni w sytuacji, gdy w spółdzielniach narusza się prawa zrzeszonych, ludzi pozbawia godności i traktuje jak przedmioty eksploatacji. Na dowód przekazałem m.in. drastyczne dane o eksmisjach i liczbie procesów sądowych o zapłatę. Wskazałem też na problemy z rozliczeniami kosztów ogrzewania skutkujące dotkliwym pokrzywdzeniem niesprawiedliwym podziałem opłat.
Proboszcz jednak nie chciał słyszeć o brudach postkomunistycznej spółdzielczości. Z nieoficjalnego stanowiska wynika, że to nie jest sprawa Kościoła - "nie mieszają się". Dbają o swoją owczarnię, a to co poza nią to widocznie dopust Boży. Nie ich rolą jest walka ze złem, które tu w Białymstoku jest potężniejsze od dobra, ma silnych i wpływowych protektorów.
Skoro - w ocenie duchownego - najważniejsze osoby białostockiego Kościoła, ale i Cerkwi Prawosławnej, nie potępiają spółdzielczego zła i nie upominają się o najuboższych, to cóż mają robić proboszczowie...? Tym bardziej nie wyjdą przed szereg - nawet jeśli PZPR-owskie wilki wyrywają im owce z owczarni.
Musimy skończyć ze standardami III RP ufundowanej na śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, zbudowanej na kłamstwie i hipokryzji. Popiełuszko nie przyjmował pieniędzy od ludzi PZPR czy SB. Nie milczał w obliczu krzywdy i upodlenia najuboższych. Upominał się o najsłabszych i bezbronnych, bo przykazania - i wtedy i teraz - nie podlegają relatywizacji, czy wybiórczemu stosowaniu.
Kto ma upomnieć się o prawa słabszych jak nie Kościół..? Jak nie Cerkiew..?
Każda parafia może funkcjonować bez kasy prezesów, ponieważ nie doraźne pieniądze a zasady są najważniejsze. Parafia przeżyje, bo otrzymuje wpłaty od zwykłych ludzi. Warto w tym miejscu zapytać: czy przykładowo wpłata na tacę 20 złotych od jedynej żywicielki rodziny, kasjerki w sieci handlowej, to mniej niż kilka tysięcy złotych od prezesów obracających dziesiątkami milionów, czy może więcej...?
Branie pieniędzy z niedopuszczalnych źródeł i dodatkowo ogłaszanie tego publicznie podważa autorytet Kościoła tak samo jak niezrozumiałe milczenie w obliczu zła.
PZPR przegrywała walkę z Kościołem w latach osiemdziesiątych. Chcąc skutecznie budować III RP zdecydowała się na mordowanie niewygodnych księży upominających się o prawdę i godność człowieka. To co wtedy było poza zasięgiem partii, dziś, w III RP - dzięki kapitalizmowi - wróciło w innej formie.
Współczesne narzędzia wpływu i rywalizacji z Kościołem wciąż postrzeganym przez środowisko dawnej partii jako groźny konkurent i rywal w dominacji nad społecznością, to przede wszystkim oddziaływanie ekonomiczne, gra pozorów wizerunkowych, tworzenie pseudoreligijnych organizacji, afiszowanie się ludzi nieboszczki PZPR jako religijnych działaczy. Manifestacja pozorów objawia się w różnych formach. Nazwiska prezesów pojawiają się we władzach pseudoorganizacji. Prezesi mogą być każdorazowo skrupulatnie wymieniani jako sponsorzy, donatorzy i wszelkiej maści fundatorzy. Zdarza się, że nawet przemawiają do ludu z ołtarza.
Wydaje się, że tu w Białymstoku za pieniądze można kupić wszystko, w tym milczenie i nieangażowanie się w ważne sprawy społeczne. Przy większych kwotach milczenie może zmienić się w czynne afirmowanie prezesów jako szanowanych i poważanych obywateli.
To wystarcza pogrobowcom PZPR by zadawać ciosy Kościołowi i poszerzać grupy jego przeciwników zarzucających duchownym interesowność i hipokryzję.
Proceder kupowania milczenia i kupowania poparcia łamie dusze, łamie jedność społeczności i niszczy autorytet Kościoła. Wielu parafian utwierdza się w przekonaniu, że zwykli ludzie nic tu nie znaczą, że nikt się z nimi nie liczy a największą pseudowartością jest pieniądz bo to on daje siłę i władzę.
Niektórzy bronią się twierdząc, że prezesi ostentacyjnie angażują się w życie Kościoła bo pragną zmienić swoje postępowanie i naprawić wyrządzone krzywdy. Jednak w rzeczywistości nie dochodzi do żadnej zmiany w sposobie zarządzania ani traktowania mieszkańców. Wszystko jest tylko grą pozorów.
Wydaje się, że prezesom daje czas również Opatrzność, która każdego dnia oczekuje ich przemiany. Może jutro skończą z eksmisjami? Może obniżą czynsz do standardu rynkowego? Może zdecydują się na pierwsze demokratyczne wybory? Może wreszcie będą służyć społeczności? Jednak mijają dni, miesiące i lata, a przemiana nie nadchodzi....
Kościół i Cerkiew, tu i teraz mogą radykalnie zmienić sytuację mas ludności zamkniętych w postkomunistycznych spółdzielniach. Prezesi nie przyjdą do duchownych z darowiznami, jeśli publicznie wyznaczy się im standardy. Jeśli oba kościoły upomną się o biednych i wskażą:
- że zarządzanie spółdzielnią to troska i służba człowiekowi,
- że czynsz nie może być instrumentem wyzysku,
- że niedopuszczalne jest wykorzystanie trudnego położenia do przeprowadzania eksmisji motywowanej uzyskaniem korzyści z przejmowania lokali,
- że niedopuszczalne jest wykonywanie robót remontowych w nierynkowych cenach, na szkodę zrzeszonych,
- że wyrządzone krzywdy trzeba naprawić...
Poznaj smaki postkomunistycznej spółdzielni: