Otrzymujemy nieoficjalne informacje o rzekomym przygotowaniu przez prezesów spółdzielni projektu nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych ogłoszonym ostatnio przez Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii.
Treść nowelizacji sugeruje, że faktycznie forsowane rozwiązania mogą pochodzić od lobby postkomunistycznych baronów. Jeśli opublikowane przez Ministerstwo zmiany zostałyby uchwalone, to polska spółdzielczość zostałaby cofnięta do standardów PRL – czasów, gdy to funkcjonariusze PZPR posiadali wyłączny monopol na uznaniowe zarządzanie finansami i dysponowanie majątkiem wypracowywanym przez Polaków.
W sensie prawnym byłoby to swoiste państwo równoległe na terytorium Rzeczypospolitej, autonomia z przyznanymi bardzo szerokimi uprawnieniami dla prezesów i z nieznaczną możliwością ingerencji tylko niektórych instytucji państwowych.
Warto przypomnieć, że obecnie spółdzielnie mieszkaniowe nie podlegają np. jurysdykcji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Wód Polskich, czy Najwyższej Izby kontroli. Do spółdzielni może co prawda wejść policja i prokuratura, ale w zasadzie tylko w sytuacji popełnienia przestępstw pospolitych.
Przypadki realnego ścigania za korupcję czy niegospodarność należy zaliczyć do wyjątków, bowiem prezesów chroni m.in. art. 3 prawa spółdzielczego kwalifikujący spółdzielczość jako własność prywatną. W takich realiach prezesi są panami życia milionów lokatorów, eksploatującymi mienie wypracowywane przez zrzeszonych w spółdzielniach.
Poniżej lista zawartych w nowelizacji niebezpiecznych zmian zagrażających dobru społecznemu i państwowemu, godzących w zasady spółdzielczości (m.in. prawo do demokratycznego kierowania spółdzielnią) i standardy państwa demokratycznego odwołującego się do równości obywateli.
1. Art. 3 ust. 11 nowelizacji – prezesi chcą przywrócenia ustanawiania tzw. lokatorskiego prawa do lokalu i decydowania czy użytkownik tego prawa będzie mógł ewentualnie uzyskać własność.
Tzw. lokatorskie prawo do lokalu (twór z PRL) to innymi słowy najem lokalu od spółdzielni, ale w wyjątkowo perfidnym wydaniu w stosunku do najmu klasycznego. Bowiem lokatorski najemca (osoba podpisująca umowę o lokatorskie prawo) w odróżnieniu od standardowego najemcy musi wszystko sfinansować: koszty budowy lokalu, comiesięczne koszty utrzymania prezesów i administracji, koszty kredytowe, koszty zakupu towarów i usług w zawyżanych cenach, koszty wydatków prezesów niezwiązanych z budową lokali. Ponadto mimo pokrywania wszystkich kosztów lokatorski najemca absolutnie nie ma prawa dysponować lokalem – nie ma prawa go sprzedać ani darować.
Autorzy nowelizacji wprost mówią o ograniczeniu praw do uzyskania własności:
„Projekt przewiduje, że w przypadku nowych umów o budowę lokalu, zawieranych po wejściu życie projektowanej ustawy, między spółdzielnią a członkiem ubiegającym się o ustanowienie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu lub umów o ustanowienie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu mieszkalnego,wskazywany będzie termin, po upływie którego członkowi spółdzielni przysługiwać będzie roszczenie o zawarcie umowy przeniesienia własności lokalu na zasadach określonych w art. 12 ust. 1 u.s.m., albo wskazywane będzie, że lokal ten nie będzie podlegał zbyciu na rzecz członka.”
Przywracanie lokatorskiego tytułu do lokalu jest sprzeczne ze standardami państwa demokratycznego opartymi na własności. We wszystkich innych obszarach życia co do zasady pokrycie kosztów budowy/zapłata za rzecz = nabyciu własności. I tak dla przykładu: salon samochodowy sprzedając auto nie ustawia lokatorskiego prawa do użytkowania a przenosi własność na kupującego; salon meblowy dostarczając meble nie ustanawia lokatorskiego tytułu do ich użytkowania; właściciel działki w umowie sprzedaży nie ustanawia lokatorskiego prawa do użytkowania działki a przekazuje prawo własności na nabywcę.
Prezesi odmawiają własności mieszkańcom, bo zastąpienie jej prawem użytkowania o cechach najmu daje im szereg różnorodnych korzyści, np.:
-
pozwala poza kontrolą lokatorskich najemców dysponować ich finansami;
-
przynosi łatwe zyski z uznaniowego gospodarowania opłatami eksploatacyjnymi i remontowymi (np. wymuszanie łapówek od dostawców i wykonawców);
-
daje prezesom możliwość nieustanawiania własności lokalu;
-
zapewnia uniknięcie ewentualnej odpowiedzialności karnej za niegospodarność i nadużycia (wg obecnego prawa lokatorzy nie są stroną i pokrzywdzonymi, więc nie mogą niczego skarżyć).
W odniesieniu do haseł o tanim budownictwie należy podkreślić, że budowa tanich mieszkań absolutnie nie wymaga odgrzewania rozwiązań znanych z systemu komunistycznego opartego na zwalczaniu własności prywatnej. [tutaj opis wymagań dla budowy tanich mieszkań].
2. Art. 3 ust. 1¹ (zapis: „Członkiem spółdzielni jest także osoba, z którą spółdzielnia zawarła umowę o ustanowienie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu”) tworzy zagrożenie reaktywacji znanych z przeszłości tzw. członków oczekujących. Członkami spółdzielni stawały się osoby, które deklarowały chęć uzyskania przydziału lokalu, a nie miały w niej żadnych praw majątkowych. Bieżący zapis w mojej ocenie ponownie tworzy taką furtkę. O co chodzi prezesom w tym przypadku: status członków uprawnionych do głosowań i udziału w walnych zgromadzeniu uzyskałyby osoby absolutnie niezwiązane ze spółdzielnią – podstawą ich "członkostwa" byłoby zawarcie umowy o ustanowienie prawa do lokalu.
Rozwiązanie takie jest dla prezesów tańsze niż np. najem pełnomocników oraz zwiększa ich bezpieczeństwo w manipulowaniu wyborami i głosowaniami na walnym zgromadzeniu. Umowę na ustanowienie lokatorskiego prawa do lokalu mogą np. podpisać pracownicy własnej, czy sąsiedniej spółdzielni i później na polecenie prezesów przyjdą – jako pełnoprawni członkowie – na walne zgromadzenie i zagłosują zgodnie z instrukcją. Pracownicze wojsko pseudoczłonków oczywiście dostaje premie za udział w zebraniach, ale w rozumieniu prezesów system organizacji "wygrywania wyborów" ogólnie jest tańszy i bezpieczniejszy w porównaniu do rynkowego najmu pełnomocników. [przeczytaj o wynajmie pełnomocników przez prezesów].
3. Art. 85 ust. 3: prezesi chcą sobie wydłużyć kadencje do 5 lat.
To bardzo ważny dla nich postulat pod względem finansowym! Obecnie prezesi, by zapewnić sobie nieusuwalność, muszą co roku organizować i opłacać drużyny pracownicze oraz pełnomocników spoza kadr spółdzielni. W ich ocenie to niepotrzebne wydatki oraz coroczne ryzyko ujawnienia procederu ustawiania głosowań. Uchwalenie 5-letnich kadencji stanowi oczekiwaną optymalizację kosztów zakupu głosów i niewątpliwie oprócz dużych oszczędności wyeliminuje coroczne hipotetyczne zagrożenie odwołaniem. Ponadto 5-letnia kadencja ograniczy inny palący problem. W aktualnym stanie prawnym członkowie spółdzielni często skarżą do sądu lewe uchwały walnych zgromadzeń zmuszając prezesów długich do batalii o ważność decyzji zgromadzenia. Procesy co prawda zawsze odbywają się na koszt zrzeszonych (nawet jak spółdzielnia przegra i tak płacą zrzeszeni), ale wydawane wyroki nie zawsze idą po myśli zarządów. Oczywiście prezesi dzięki sądowym kadrom PRL aportowanym do III RP, w wielu przypadkach mają "swoich" sędziów w sądach okręgowych czy apelacyjnych, ale uzyskanie korzystnych rozstrzygnięć spraw przecież nie jest za darmo!
4. Art 83 ust. 10 – ograniczenie możliwości składania projektów uchwał na walne zgromadzenie poprzez wprowadzenie zapisu: „Projekty uchwał zgłaszane przez zarząd, radę nadzorczą lub członków spółdzielni nie mogą dotyczyć spraw, które zgodnie z przepisami ustawy lub statutu należą do wyłącznej właściwości innych organów spółdzielni.”
Prezesi nauczeni nieprzyjemnymi doświadczeniami przymusu przyjmowania niewygodnych uchwał oraz pozwami cywilnymi o bezprawne ignorowanie i nieuwzględnianie w porządku obrad uchwał składanych przez szeregowych członków, chcą systemowo uniemożliwić procedowanie uchwał niepochodzących od nich. Projektowane rozwiązanie w ich ocenie wyeliminuje zagrożenia potencjalnego uchylania uchwał oraz sądowego unieważnienia walnego zgromadzenia.
5. Prezesi chcą jeszcze bardziej zabezpieczyć sobie nieusuwalność ze spółdzielni.
Według projektu nowelizacji zebrania i wybory oczywiście dalej nie będą miały ochrony przed przestępstwami przeciwko wyborom, więc bez konsekwencji pozostaną nagminne oszustwa w liczeniu głosów, fałszowanie kart do głosowania, głosowanie siłami osób nieuprawnionych: bez członkostwa czy z udziałem fałszywych pełnomocników.
Bezkarność fałszowania wyników głosowań zapewnia prezesom obecne wyjęcie spółdzielczych wyborów spod ochrony prawa. Prokuratury odmawiają ścigania za przestępstwa z rozdziału XXXI kodeksu karnego (przestępstwa przeciwko wyborom i referendum).
To wyjęcie spółdzielczych wyborów spod ochrony prawa jest charakterystycznym symbolem funkcjonowania porządku III RP i zalegalizowanego postkomunistycznym układem różnicowania uprawnień obywateli. Prezesi mają uprzywilejowaną pozycję: są nieusuwalni i mogą całkowicie bezkarnie eksploatować ekonomicznie poddaną im ludność. Lokatorzy – jak pogardliwie wypowiadają się o mieszkańcach – w systemie III RP są ludźmi drugiej kategorii bez pełni praw, dostępnych dla obywateli egzystujących poza spółdzielniami.
6. Prezesi chcą likwidacji nadzoru Ministra na spółdzielniami.
„Proponuje się uchylenie § 7 w art. 93a u.p.s. tj. przepisu przyznającego ministrowi właściwemu do spraw budownictwa, planowania i zagospodarowania przestrzennego oraz mieszkalnictwa, specjalne uprawnienia wobec spółdzielni mieszkaniowych w przypadku, gdy obowiązków wynikających z u.p.s.”
Jeżeli rozwiązanie zostałoby zatwierdzone to prezesi spółdzielni zyskają niezależność od państwowych organów nadzoru, a zrzeszeni w spółdzielni nie będą mogli korzystać z żadnej realnej ochrony, gdyż jedynymi organami pseudokontrolnymi pozostaną tzw. związki rewizyjne – organizacje obsadzane kadrowo przez prezesów i pracowników i finansowane przez spółdzielnie wbrew woli zrzeszonych.
7. Nowelizacja pozostawia instytucję pełnomocników.
Rozwiązanie to sprawdziło się w boju i prezesi je sobie chwalą jako względnie tani sposób na kupno głosów. Pełnomocnicy to osoby niemające żadnego związku ze spółdzielnią, angażowane przez zarządy – bez wiedzy i zgody rzeczywistych członków – do rzekomej reprezentacji prawowitych spółdzielców na walnym zgromadzeniu. Prezesi za pełnienie funkcji pełnomocnika oferują kwoty rzędu 100-300 złotych od głowy. Werbują różnorodną klientelę na szybki zarobek. Najmują np. studentów, Białorusinów, Ukraińców, czy ludzi z marginesu społecznego. Zadaniem kontraktowych pełnomocników jest udział w walnym i głosowania wg zamówienia prezesów. Najem pełnomocników oczywiście odbywa się za pieniądze członków spółdzielni. Z doniesień medialnych wynika, że w wielkich spółdzielniach prezesi potrafią wynająć i przyprowadzić od 100 do nawet 300 pełnomocników. Rzecz jasna przy takim systemie wybory są zawsze wygrane. Pośrednim plusem pełnomocników jest łatwość wszczynania awantur i burd na zebraniu w celu odstraszania czy wręcz terroryzowania zwykłych członków SM, by następnym razem lepiej nie przychodzili na walne. W bojowym wykorzystaniu pełnomocników i moderowaniu przebiegu walnego zgromadzenia prezesi mają całkowicie wolną rękę, gdyż spółdzielcze zgromadzenia nie są objęte ochroną przed przestępstwami przeciwko wyborom.
8. Art. 84 ust. 8 – prezesi domagają się wprowadzenia głosowania korespondencyjnego.
Oprócz klasycznego dla pseudospółdzielczości PRL fałszowania głosowań i lewych pełnomocników, prezesi forsują dodatkowe zabezpieczenie wyniku walnego zgromadzenia – dążą do wprowadzenia głosowania korespondencyjnego w czasie przed walnym i po walnym zgromadzeniu. W ich projekcie ma to regulować art. 8(4) ust. 8: „Na czas przeprowadzania głosowania poza posiedzeniem walnego zgromadzenia rada nadzorcza spółdzielni mieszkaniowej powołuje komisję, w skład której wchodzi co najmniej jeden z członków rady nadzorczej oraz co najmniej dwóch członków spółdzielni. Komisja nadzoruje przebieg głosowania, liczy głosy oraz podpisuje protokół”.
To rozwiązanie iście stalinowskie bo cały proces wyborczy pozostanie pod ścisła kontrolą prezesów: wytworzenie kart do głosowania, nadzór nad kartami (aktualnie członków rady nadzorczej rekrutują prezesi dzięki manipulowaniu walnym zgromadzeniem), liczenie głosów i przechowywanie kart. Przy takim systemie będą mogli dowolnie ingerować w wyniki fałszując karty czy tworząc z wyprzedzeniem potrzebną ilość głosów, np. z głosów lewych pełnomocników lub przywracanych "członków oczekujących". Proponowany model jest podobny do stalinowskiego fałszowania wyborów w Polsce w roku 1946 [przeczytaj jak Stalin fałszował wybory]
9. Art. 81 ust. 3 – prezesi chcą większej swobody w pozaustwowym kreowaniu funkcjonowania spółdzielni poprzez zastąpienie norm ustawy odwołaniami do statutu.
W nowelizacji pojawiły się zapisy: "O ile statut spółdzielni nie stanowi inaczej..., jeżeli statut tak stanowi". To stosowane już wcześniej rozwiązanie uwolni prezesów od różnych obowiązków – np. od umieszczania dokumentów na stronie internetowej (w projekcie art. 8¹ ust. 3), bo sami sobie przegłosują nieprowadzenie.
10. Art. 81 ust. 11 – prezesi utrzymują prawo dostępu dokumentów (m.in. faktur i umów) – ale fragmentaryczne, a w przypadku osób bez członkostwa ograniczają dostęp "do zakresu w jakim dotyczą posiadanych praw do lokali".
Ograniczenie prawa dostępu do dokumentów, podobnie jak manipulowanie wyborami, należy do priorytetowych celów prezesów, bowiem wymagają tego w szczególności interesy baronów spółdzielni-molochów dysponujących rocznymi budżetami rzędu dziesiątek milionów złotych. Ewentualny pełny dostęp do dokumentów (danie szeregowym członkom możliwości analizy wszystkich rodzajów wydatków) ukróciłby korupcję i niegospodarność, a więc godził w interesy zarządów. Prezesi chcą zachowania obecnego modelu, czyli możliwości wydatkowania pieniędzy całkowicie poza kontrolą członkowską oraz państwową. W aktualnym stanie prawnym spółdzielnie nie podlegają NIK, nie są objęte przepisami o przetargach, prezesi nie mają statusu funkcjonariuszy publicznych, więc w praktyce nie odpowiadają za niegospodarność czy zawyżanie cen. Taki porządek pozwala na korupcję na wielką skalę [przeczytaj o mechanizmach korupcji w spółdzielczości].
Ponurą normą postkomunistycznej pseudospółdzielczości jest zasada, że towary i usługi kupowane przez spółdzielnie-molochy przeważnie są droższe i gorszej jakości od analogicznych ofert rynkowych. Proceder jest konsekwencją braku narzędzi realnej zewnętrznej kontroli oraz braku wewnętrznej kontroli członkowskiej.
Jeśliby proponowane przez prezesów zapisy weszłyby w życie to członkowie spółdzielni mieliby jedynie szczątkowy dostęp do dokumentów. A przy braku realnych kar za nieudostępnianie, prezesi bez konsekwencji mogą w ogóle nie udostępniać kluczowych danych. Przykładowo w ustawowym katalogu dokumentów nie ma np. ksiąg rachunkowych i rejestrów VAT, więc prezesi nie pokażą faktur na wydatki niezwiązane utrzymaniem nieruchomości. Bez dostępu do globalnych danych (rejestry) osoba żądająca informacji nie będzie w stanie ustalić czy faktycznie udostępniono jej wszystkie żądane faktury. Luka ta jest niezwykle korzystna dla prezesów bo gwarantuje brak nadzoru i bezkarność w wyciąganiu pieniędzy ze spółdzielni.
Brak instrumentów kontroli, pełnego dostępu do danych oraz zaliczenie spółdzielni do mienia prywatnego rozzuchwala grupy przestępcze funkcjonujące w postkomunistycznej spółdzielczości, które wywierają silny korupcyjny wpływ na osoby publiczne, urzędników i polityków różnych szczebli. Z relacji docierających od pracowników spółdzielni wynika, że utrwaloną normą jest korumpowanie osób mających wpływ na interesy prezesów. Zrzeszeni w spółdzielniach bez wiedzy i zgody są zmuszani do pokrywania kosztów różnych gratyfikacji dla polityków (np. remont biura i zakup wyposażenia dla polityka dużej partii https://slonecznystok.pl/spoldzielczosc/poznaj-patologie/jak-funkcjonuje-postkomunistyczna-spoldzielnia-szokujaca-relacja-pracownika.html) oraz finansowania kampanii wyborczych [tutaj opis stosowanych mechanizmów prania pieniędzy czynszowych].