- Szczegóły
Fikcja prawdziwsza od faktów
Wszelkie podobieństwo do zaistniałych sytuacji i osób jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Mecenas Ryszard Sieradz z duszą na ramieniu wnosił swoje pokaźne cielsko po schodach pałacyku w Piastowie należącego do brata jednego z najgroźniejszych polskich gangsterów XXI wieku, przebywającego akurat w areszcie pod zarzutem zastrzelenia policjanta. Sieradz zdawał sobie sprawę, że jeśli dzięki swym koneksjom nie załatwi swemu klientowi niskiego wyroku, mafia może się rozgniewać A wtedy... "O mój Boże" zajęczał zatwardziały ateista. Wyjdą na jaw wszystkie moje szmoncesy w Tajlandii, mafia wie, że interesuję się małymi chłopcami".
Jak tam mecenasku? Dobre wieści?- zaskrzeczał właściciel-Kiedy mój brat wyjdzie na wolność?
Załatwiłem co tylko się dało- zatrząsł się jak galareta Sieradz- Sprawę prowadzi sędzia Pinola, jest wtajemniczony we wszystko, wyznaczył termin rozprawy na 20 listopada. Dla pozorów da Pańskiemu bratu 10-letni wyrok, ale zaliczą mu okres tymczasowego ancla i braciszek szanowny wyjdzie najpóźniej w 2016 roku, to już wkrótce. Psy są wściekłe, w końcu zagryźli jednego z nich. Sędzia Pinola też musi dbać o pozory. Dobrze byłoby dla odwrócenia uwagi zrobić na mieście jakieś zadymy, żeby tak zwana opinia za bardzo nie wścibiała nosa.
Dobrze już - przerwał mafioso. - Ględzisz jak nakręcony. A mnie dwa słowa wystarczy. Zrobimy zadymę na mieście na 11 listopada. Może jakiś wozik tefaŁenu albo ambasadę się zjara. Tylko nie próbuj mnie wykiwać doktorku, masz tutaj działkę swojemu Pinoli - mafioso podał grubasowi paczkę banknotów zawiniętą w gazetę.- Resztą zajmę się sam.
- Szczegóły
Wszelkie podobieństwo do realnych osób i zaistniałych sytuacji jest przypadkowe.
Zebranie Najwyższej Rady Mainstreamowej Schizowizji zapowiadało się burzliwie. Oto bowiem po raz trzeci w ciągu ośmiu tygodniu brunatne brygady zaatakowały kwiat tubylczego dziennikarstwa. W vipowskim saloniku w hotelu Mariott zasiadły przy wyszukanych zakąskach tuzy mainstreamowego dziennikarstwa: Jerzyk Żytniak, Kuba Powiatowy i Grzegorz syn Brunona. Na stołach królowała gęsina, faszerowany szczupak i koszerne homary.
-Co..oo pi...pijeeemy? -wyjąkał Jerzyk.
-To chyba w twoim przypadku oczywiste żytnią!
Ni..eee tradycyjnie pejsachówkę, kielonkami, już Sergiusz Piasecki zauważył, że my nie lubimy pić wódki szklankami.
Mów synu Brunona czo sze ształo sze i czo nam czynić wypada.
-Aj waj aja waj sze stało sze! Jakiś fraglesprzed włączonymi kamerami poszturchał mnie.
W latach 30. porządni Niemcy odwracali oczy od tłuczonych witryn sklepów, a potem był Holocaust. Wojna zaczyna się od żartów z innych nacji. Dlatego ja mu nie odpuszczę. Złożyłem doniesienie na policję. Ja sobie na to nie zasłużyłem
-I ja zełgałem panu dzielnicowemu tak: Panie dzielnicowy!Panie dzielnicowy zgłaszam przestępstwo, jakiś faszysta ochlapał mnie colą!- Powiatowy nie chciał zostać w tyle za kolegą.
Ech wy gę...gę...gacze!- obruszył się Żytniak. Trzeba było dać im z baśki. Jestem pacyfistą, ale mogę teraz z "baśki" przyłożyć. Tylko wskażcie komu. Macie świadków?
A jakże a jakże i ja świadek i ja świadek. Na pochybel warchołom -przekrzykiwali się podchmieleni celebryci. Jęzory im się plątały, z basiek parowało, woń przetrawionego szczupaka unosiła się w powietrzu. Dzielni muszkieterowie byli coraz odważniejsi.
-Dzwonić po Ukrainki! Wrzasnął syn Brunona.
Ja to zachowałem się jak prawdziwy Polak...
Nie, ja wyrzuciłem swoją Ukrainkę.- zaoponował Powiatowy.
Ee.. ja to nie... wi...em jak mo...o...ja wy.. wy....gląda, bo ona ciągle na ko... ko...lanach.
Tego było aż nadto ukraińskiemu kelnerowi, który obsługiwał vipów.- Wy cherlaki, was z baśki? Was bieda bije. Wypłacił każdemu po „liściu” i oznajmił: Teraz już nie ma świadków wszyscy poszkodowani.
- Szczegóły
- Autor: Super User
Romek Żubroń ospały rycerz Zakonu Graala i prezydent 300-tysięcznego miasta kończył właśnie kadencję urzędowania. Przy ostatniej elekcji wszedł do drugiej tury razem z kandydatem lewicy, równie onirycznym Zdziśkiem Paschalskim. Obaj kontrkandydaci rywalizowali czyja kampania będzie bardziej senna i jałowa, wiedzieli przecież, że wyborcy nie lubią radykalizmu i głosują na konformistów.
- Szczegóły
- Autor: Super User
Czerwcowy piknik działaczy klubu sportowego „Pochmurne Wzgórze” zapowiadał się niezwykle atrakcyjnie. Rekreacyjny ośrodek klubu w Doktorcach położony malowniczo w zakolu Narwi przyciągnął w sobotni wieczór całą zgraję wygłodniałych, wyposzczonych i spragnionych mocnych doznań zaprzyjaźnionych działaczy oraz pracowników administracji na czele z wiceprezesem spółdzielni i jednocześnie głównym prezesem klubu Wołodzią Jaroszewiczem. Znany z tęgiej głowy do mocnych trunków prezes osobiście wtaszczył na salę bankietową kontener z „Monopolową” i ustawił go ostrożnie na środku suto zastawionego stołu. Z półmisków patrzyły na konsumentów martwe oczy upieczonych w całości prosiaków i bażantów, faszerowanych szczupaków i karpi, pobudzając ślinotok i chuć całej wygłodniałej zgrai. Całe przedsięwzięcie finansowano z dotacji spółdzielni „Pochmurne Wzgórze” dla klubu o tej samej nazwie, więc uprzedzeni kucharze i kelnerzy dopilnowali, aby biesiadnikom niczego nie brakło.
- Szczegóły
- Autor: Super User
Nowy prezes spółdzielni „Pochmurne Wzgórze” Ćwierćjaniuk wcale nie był taki nowy. Nie minęło jeszcze dwie dekady jak osobiście przecinał wstęgę na pomniku towarzysza „Wiesława”, który był krótko chlubą i ozdobą osiedla,a teraz zapomniany i zakurzony spoczywał w spółdzielnianych magazynach. Pierwszym miejscem, do którego udał się nominat był właśnie ów składzik.
Ćwierćjaniuk stanął na baczność przed spiżowym odlewem by złożyć wyrazy oddania za pomyślność i fart, którego mu nie brakowało, mimo zmieniających się konfiguracji politycznych. Ćwierćjaniuk zawsze spadał na cztery łapy i potrafił się zawsze ustawić. Tak było i tym razem, gdy do władzy doszła prawica – on zamienił fotel wojewody na wygodną synekurę w zarządzie spółdzielni, której był przecie współtwórcą w poprzedniej epoce.
– Towarzyszu Wiesławie! Nieudolny i skompromitowany pijaczyna prezes Siarhiejuk odchodzi na emeryturę. Nie radził sobie z blokersami i innymi dłużnikami, którzy wchodzili mu do gabinetu i mówili wprost: „Ty mne chate dał, ja płacić czynszu ne budu”. Nadejszła wiekopomna chwila. Poprawimy finansowy bilans spółdzielni. Podniesiemy czynsze, wybudujemy hipermarket, dla biedaków eksmisje – bez litości! I odsetki karne! Oto zbliża się dla nas czas żniw. Toć mnie nikt nie ośmieli się krytykować. Mam wszystkie atrybuty nowoczesnego menedżera: teczkę, laptopa, trzy niebieskie koszule żona Wala wyprasowała dla mnie. Jestem gotów objąć te odpowiedzialne funkcje. „Wyklęty powstań ludu…”– zaintonował prezes.
[cdn…]
autor / źródło:
Weronika ZIELONOGÓRSKA
- Szczegóły
- Autor: Super User
Prezesi „Pochmurnych Wzgórz” Wołodzia Jaroszewicz i Czesio Cwaniakowski mieli nie lada kłopot, oto bowiem zbliżało się nieuniknione zebranie członków rzeczywistych spółdzielni. Zebranie celowo zorganizowano 1 kwietnia, żeby w razie wpadki, można się było wykręcić. Co prawda pracownicy dostali karteczki z nazwiskami „właściwych” kandydatów i mieli przykazane na kogo głosować, ale swój udział w zgromadzeniu zapowiedział prezes wojowniczego stowarzyszenia „Nasze Blokowiska”.
- Szczegóły
- Autor: Super User
Zastępca prezesa „Pochmurnych Wzgórz” Czesio Cwaniakowski ślęczał nad książkami w swoim obskurnym gabinecie, czekając na zapowiedziany telefon redaktorki „Dziennika Ciemnogrodzkiego”, nagabującej o metody utylizacji azbestu, którym swego czasu obłożono grubo wszystkie bloki na osiedlu.