Fikcja realna jak fakty
W siedzibie Stowarzyszenia "Nasze Blokowiska" telefon dźwięczał tego dnia nieustannie. Oto bowiem o północy mijał termin zgłaszania kandydatów do Rady Miejskiej, a nawet "najpoważniejsze" komitety miały problemy ze znalezieniem chętnych do kandydowania z dalszych miejsc. Ludzie mówili wprost:-Nie będę "wypełniaczem", tylko ci z pierwszych miejsc mają szansę. Wolę zarobić w komisji wyborczej 150 złotych.
Stąd owe natarczywe nagabywania, od których nie mógł się opędzić prezes "Naszych Blokowisk" Stefan Pasiecznik.
-Panie Stefanie, po tej stronie komitet Paktu Naszych Rodzin. Proszę nam zebrać podpisy na osiedlu.
-Hallo! Tu komitet Prawdy i Spolegliwości, czy zechciałby pan nas poprzeć? Proponujemy panu czwarte miejsce na naszej liście wyborczej. Pyta pan jaki jest nasz program? Oczywiście najlepszy!
-Tu komitet wyborczy kandydata na prezydenta Rościsława Żołędzia, prosimy o głosy mieszkańców Pochmurnych Wzgórz. Obiecujemy wszystko; dla zwolenników hipermarketu jego budowę, a dla przeciwników zablokowanie tej inwestycji.
Wreszcie zmęczony prezes Pasiecznik nie wytrzymał: -Mam tego dość, bateria w komórce już pada, w uszach huczy od nierealnych obietnic. Wiem co zrobię!
Ulubioną formą relaksu Stefana Pasiecznika była (ze względu na nazwisko jakżeby inaczej) praca na działce wśród uli. Kilkanaście pszczelich rodzin cieszyło oko gospodarza, a ich obserwacja dawała odetchnąć od odległych, wielkomiejskich problemów.
Od tej pory wszystkich dzwoniących niespełnionych polityków witało następujące nagranie: "Bzzzzzzzzz witam tu Stefan Pasiecznik. Nie mogę w tej chwili rozmawiać bzzzzzz. Jeśli uważasz, że miód lipowy jest najlepszy wciśnij - 1, jeśli głosujesz na miód gryczany wybierz - 2, na spadziowy wciśnij 3, bzzzzzzzz..."
autor / źródło:
Weronika ZIELONOGÓRSKA