Poseł Sojuszu, Jan Siarhiejuk znany był jako koneser dobrego koniaku i cygar ze złotym ustnikiem. Skłonność posła do jazdy po pijaku znana była miejskiej drogówce i stanowiła priorytetowy przedmiot jej troski oraz była częstym tematem obrad Wojewódzkiego Sztabu Antykryzysowego.
Czując się całkowicie bezpiecznie w swoim pancerniku poseł uszkadzał auta, parkany, rozjeżdżał krowy, zwierzynę leśną, o potrąconych na przejściu staruszkach nie wspominając. Po wielu monitach zrozpaczonych likwidatorów szkód ubezpieczeniowych, minister spraw wewnętrznych (który z autopsji znał możliwości konsumpcyjne partyjnego kolegi) wydał nadzwyczajny radiogram: „O szczególnych sposobach postępowania patroli policji drogowej w przypadku nawiązania kontaktu wzrokowego z autem posła Siarhiejuka, numer rejestracyjny: „TO VIP”.
Sierżant Gienio Brzuchaty zajmował się właśnie zasysaniem benzyny ze służbowego zbiornika do prywatnej banieczki, gdy otrzymał przez radio polecenie udania się w miejsce, gdzie właśnie widziane było jadące wężykiem Volvo o wzmiankowanym numerze. Po udaniu się we wskazany rejon i potwierdzeniu faktu poruszania się w nieprzepisowy sposób po drodze publicznej limuzyny dygnitarza, Gienio wszczął nakazaną regulaminową procedurę. Wezwał na pomoc drugi radiowóz, ostrożnie zajechał kierującemu drogę, zmuszając do zatrzymania. Następnie włączył ulubioną kasetę zespołu Bajer Ful i czekał na koniec zmiany. Wiedział, że akcja może potrwać, pocieszał się jednak, że za kilka godzin przyjedzie zmiennik.
Nauczony poprzednimi doświadczeniami poseł Siarhiejuk wiedział co zacz oznacza. W milczącym konsensusie wyłączył silnik i czekał.
-Razom nas bahato, nas ne podołaty - mamrotał poseł w zamroczeniu. Czekał i trzeźwiał... [cdn...]
autor / źródło:
Weronika Zielonogórska