Coraz częściej w mediach głównego nurtu słyszymy o zadłużeniu Polski, o staczaniu się ZUS, o grożącej upadłości.
Z punktu widzenia naszych sąsiadów, niereformowanie ZUS, powiększanie biurokracji i mnożenie barier dla przedsiębiorczości może być mile widziane, gdyż taka polityka w dłuższej perspektywie może doprowadzić do upadłości państwa. Bankructwem Polski mogą być też żywotnie zainteresowane grupy żądające od III RP wielomiliardowych odszkodowań.
Wyobraźmy sobie, że III RP ogłasza niewypłacalność. Przedstawiciele rządu ogłaszają, że państwo nie jest w stanie płacić emerytur, pensji w budżetówce ani regulować innych zobowiązań. Lokaty bankowe i inne depozyty zabezpieczone w obligacjach (np. cały " II filar" systemu emerytalnego!) znikają jak bańka mydlana...
W takiej sytuacji jedno z sąsiednich państw "wyciąga pomocną dłoń" i za pośrednictwem swego przedstawiciele na polskiej scenie politycznej (zawsze znajdzie się jakiś "wnuk żołnierza Wehrmachtu") proponuje "bratnią pomoc" – czyli wzięcie Polaków na swój garnuszek przez Europejczyków zza zachodniej granicy. Rozpisuje się więc referendum, w którym obywatele muszą zdecydować, czy wolą, żeby Polska została jednym z landów niemieckich (a ich depozyty bankowe i świadczenia były im wypłacone przez rząd Niemiec), czy też wolą pozostawić status quo (a co za tym idzie utracić oszczędności całego życia i pozostać bez środków do życia). Obawiam się, że wynik referendum byłby przesądzony...
Takie rozwiązanie mogłoby oczywiście wzbudzić obiekcje ze strony sąsiadów zza wschodniej granicy, którzy z pewnością też pałają chęcią udzielenia nam bratniej pomocy. Ale przecież przy odrobinie dobrej woli zawsze można dojść do konsensusu, czego w przeszłości dowiedli niezbicie panowie Ribbentrop i Mołotow! Można np. ogłosić, że Niemcy są w stanie wziąć na swój garnuszek tylko połowę naszego kraju (ot, tak do Wisły) i w tej sytuacji drugą połową zaopiekują się "bracia Słowianie" ze Wschodu.
Operacja byłaby nieporównywalnie tańsza niż realizowanie tych samych celów poprzez działania militarne. A przy okazji nie budziłaby takich "niezdrowych emocji" w świecie, jak wcześniejsze metody udzielania nam "bratniej pomocy" przez sąsiadów.
Andrzej Tomasz Jędrzejewski