Działacze Sojuszu nie odpuszczają obywatelom mieszkającym w pokomunistycznych spółdzielniach mieszkaniowych. Za wszelką cenę starają zablokować demokratyzację spółdzielczości.
Media informują, że SLD przygotowało własny projekt ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Domaga się przywrócenia ustanawiania własnościowego prawa do lokalu - takie rozwiązanie spowolniłoby uwłaszczenie i pozbawiło mieszkańców spółdzielni podstawowych praw. Przede wszystkim osoby posiadające taki tytuł do lokalu nie mają statusu pokrzywdzonych w przypadku niegospodarności i działania na ich szkodę. Inną kapitalną zaletą prawa własnościowego jest pozbawienie "własnościowców" możliwości współdecydowania o nieruchomości - nie są stroną w postępowaniach administracyjnych. Dodatkowy "atut" tytułu własnościowego, to możliwość robienia zastawów kredytów budynkami z własnościowymi lokalami, bo w księdze wieczystej to spółdzielnia występuje jako właściciel mieszkań własnościowych.
Projekt SLD zawiera też odniesienie do lokatorskiego tytułu do lokalu (najem od spółdzielni w zamian za pokrycie kosztów budowy). Obecnie lokatorski tytuł do lokalu jest najbardziej nieludzkim rozwiązaniem w stosunku do osób ubogich i bezrobotnych. Ludzie, którzy z przyczyn losowych stracili źródło utrzymania nie mogą bez zgody prezesów dysponować zajmowanym lokalem (nie mogą sprzedać lub dokonać zamiany). Stan ten jest śmiertelną pułapką dla osób, które nie są w stanie płacić czynszu i zarazem nie mają szansy wyrwania się ze spirali zadłużenia.
Solą w oku dla towarzyszy z SLD jest również obecny zakaz zasiadania w radzie nadzorczej pracowników spółdzielni oraz kadencyjność rady - chcą to zmienić.
Dodatkowo Sojuszowi nie podoba się rozliczanie przychodów i kosztów nieruchomościami. Obecny system ogranicza niekontrolowane wydawanie pieniędzy czynszowych zmuszając spółdzielnię do wydatkowania środków na budynki, z których fundusze pochodzą.
Inicjatywa SLD to tak naprawdę być albo nie być dla tej partii. Reforma i zdemokratyzowanie funkcjonowania spółdzielni mieszkaniowych oznacza utratę posad i koniec zleceń dla wielu osób wywodzących się z PZPR. Do dzisiaj są spółdzielnie-molochy, w których monopol władzy wciąż posiadają ludzie byłego aparatu komunistycznego. W sensie ekonomicznym stawka jest bardzo wysoka, bo budżet spółdzielczości jest drugim co wielkości po budżecie państwowym.
W mojej ocenie, jeśli doszłoby, za zgodą PO i PiS, do prawdziwej reformy spółdzielczości, to oprócz uwolnienia 10 milionów ludzi byłby to gwóźdź do trumny SLD. Innymi słowy reforma spółdzielczości to przyśpieszenie upadku Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Przeczytaj artykuł o inicjatywie SLD
Stanisław Bartnik
Reklama: Lampy Cleoni