Kto i dlaczego podpalił stodoły ze zbiorami we wsi Roszki-Ziemaki?
W sobotę 4 września 1937 około godziny 23 przez uśpioną wieś Roszki-Ziemaki w pobliżu Łap przejechał ciemny samochód osobowy bez tablic rejestracyjnych. Zatrzymał się na polnej drodze w odległości pół kilometra od wsi. Kierowca wyłączył światła. Z auta wysiedli czterej mężczyźni i udali się w kierunku zabudowań. W rękach nieśli blaszane baniaki z naftą. Mężczyźni rozdzielili się otaczając niewielką wieś z czterech stron. Szli raźnym, wojskowym krokiem, nie naradzając się. Niczego nie przeczuwający mieszkańcy wypoczywali po znoju całodziennej pracy w polu. Rankiem zamierzali udać się do oddalonego o 3 kilometry kościoła w Płonce Kościelnej na Mszę świętą. Podziękować Panu Bogu za obfite plony. Gospodarskie stodoły był zapełnione niewymłóconym jeszcze zbożem.
Tajemniczy mężczyźni zbliżyli się do zabudowań, nie obawiając się psów podwórzowych, które wszczęły alarm. Byli uzbrojeni w pistolety. Każdy z mężczyzn wylał płyn ze swojej bańki na chłopską stodołę. Drewno było wysuszone, gdyż od kilku dni utrzymywała się bezdeszczowa pogoda. Zamiarom sprawców sprzyjał porywisty wiatr. Punktualnie o 23.30 mężczyźni podpalili zabudowania. Zabrali bańki i powrócili do samochodu, po czym odjechali obserwując efekt swoich zbrodniczych poczynań. Ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie. Na okrzyk „Gore!” z chałup zaczęli wysypywać się rozbudzeni mieszkańcy w koszulach i kalesonach. Próbowali ratować zwierzęta gospodarskie, lecz było już za późno. Czerwony kur doszczętnie strawił cały dobytek nieszczęśliwców. W pożarze zginęło dwoje mieszkańców wsi.
Sprawcy przeprowadzili swój zamiar ze sztabową precyzją. Chcieli zastraszyć mieszkańców wsi. Komu i czym narazili się pobożni, pracowici i skromni mieszkańcy niewielkiej wsi w powiecie wysoko-mazowieckim?
Kilka tygodni później podobne modus operandi zastosowano podpalając wieś Pietraszki koło Brańska. Co łączyło mieszkańców obu wsi? Jakim potężnym siłom narazili się?
Ciąg dalszy wkrótce...