Dekada autokratycznych rządów grup interesów w Białymstoku kojarzy się m.in. z rozbudową całkowicie zbędnej służby jaką jest straż miejska. Służba ta słono kosztuje podatnika, przez niektórych jest nazwana "służbą dworską", atrybutem dworu prezydenta.

W mojej ocenie nie pełni żadnych realnie pożytecznych funkcji, bo trudno nazwać wartościową próbę ocieplania wizerunku straży świadczeniem na pokaz pomocy w uruchamianiu silników. W opinii publicznej straż jest kojarzona przede wszystkim z łupieniem ludności mandatami. W sytuacji zagrożenia mieszkańcy miasta ze zrozumiałych względów i tak wybierają policję  a nie straż miejską.

Grupa rządząca broni strażników m.in. argumentem, że z łupienia mandatami miasto ma dochód. Myślenie tego rodzaju jest dosadnym przykładem socjalistycznej ekonomii: ponosi się o wiele większe koszty dla iluzorycznego dochodu i co szczególnie absurdalne mandaty kwalifikuje się jako źródło dochodu!

Władza szasta pieniędzmi na parasłużbę, bo w świadomości grupy interesów pieniądze publiczne to niczyje pieniądze, więc można je wydawać dowolnie przecież i tak nikt nigdy nie rozlicza za takie błahostki jak 10 milionów złotych topione w straży miejskiej.

W naszej ocenie likwidacja "dworskiej służby" to konkretna oszczędność w budżecie. To pieniądze, które można przeznaczać na elektryczny tabor komunikacji miejskiej, czy pokrycie kosztu obniżki cen biletów  bo warto dbać o ekologię i zachęcać do transportu publicznego.

 

Używamy cookies
Klikając przycisk "OK" wyrażasz zgodę na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystasz tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie danych osobowych pozostawionych w czasie korzystania z serwisu SlonecznyStok.pl.