Niemiecki dziennik poranny.pl z okazji 1 kwietnia 2017 r. przedstawił wizję optymalnego, niekonkurencyjnego dla Tadeusza Truskolaskiego, kandydata na prezydenta.

Twarzy do prezentacji użyczył znany białostocki radny Wojciech Koronkiewicz.

Pierwszokwietniowy kandydat na łamach poranny.pl ogłosił swój oryginalny program:

"...Miasto dla ludzi! Więcej drzew! Więcej kwiatów!" Jego rewolucyjny program zakłada m.in.: - w okresie wakacji autobusy za darmo i spływy kajakami po Białce - w każdym parku hamaki - łowienie ryb w miejskich stawach - zero mandatów od Straży Miejskiej - Laureatów Nagrody Kazaneckiego tłumaczyć na język esperanto - służbowe auta oddać ojcu Konkolowi, prezydent i jego zastępcy na rowery, do autobusów i własnych aut..."

Program na 1 kwietnia miał - jak się wydaje - rozbawić, ale po głębszym zastanowieniu zwraca uwagę na ważne problemy białostockiej władzy samorządowej: mierność intelektualna, brak jakichkolwiek wizji rozwoju miasta, nierozumienie mechanizmów gospodarczych, niedbanie o dobro mieszkańców i interesy państwa.

Od polityki co do zasady z daleka trzymają się ludzie wartościowi i kompetentni. Utrwaliła się wygodna dla partyjnych baronów niepisana zasada selekcji negatywnej przy naborze na listy. Najlepszymi kandydatami z punktu widzenia baronów (gwarancja zachowania ich pozycji) będą więc ludzie mierni, bez suwerennych poglądów i jakiejkolwiek wizji zarządzania miastem, nie wspominając o konkretnych kwalifikacjach, by np. móc prowadzić realną działalność nadzorczą. Sterowanie radą złożoną z takich radnych jest trochę podobne do mechanizmów postkomunistycznej spółdzielni. Mierny, ale wierny radny jest totalnie podporządkowany ręcznemu sterowaniu z tylnego fotela. W wielu przypadkach do tego typu zdalnego zarządzania radnym wystarcza wyłącznie groźba niewpisania na listę wyborczą "biorącego" mandaty komitetu w przyszłych wyborach. Mierny radny znając swoje miejsce i swoją wartość rynkową zawsze pragmatycznie przedłoży prywatny interes ponad dobro publiczne, bo zwłaszcza w takim Białymstoku, mając przeciętne kwalifikacje, nie znajdzie lekkiej pracy za więcej niż minimum płacowe.

Drugim ważnym kryterium dlaczego ludzie porządni, a zwłaszcza przedsiębiorcy mający znaczące firmy (i tak naprawdę umiejący realnie zarządzać), jak ognia unikają pracy w samorządzie jest bardzo silne przenikanie wpływów lokalnych grup interesów do różnych dziedzin życia i w konsekwencji oddziaływania na osoby, które odważyłyby się łamać utrwalone układy. Ktoś, kogo działalność w Białymstoku zależy od władzy samorządowej i lokalnych porządków nie będzie wystawiał się na ryzyko zagrażające jego istnieniu. Dotychczasowa praktyka lokalnego rynsztokowego porządku pokazuje, że osobom uznanym za wrogów lokalnych grup mogą przydarzać się różne dziwne kłopoty. A to np. latami nie mogą uzyskać decyzji administracyjnej, a to notorycznie "przegrywają" przetargi. A w brutalniejszych wariantach mogą np. zostać pozbawieni dostępu do drogi czy nawet wywłaszczani z gruntu.

Trzecią grupą, która w znakomitej większości nie chodzi do polityki, są pracownicy wszelkiej maści budżetówek, dla których chlebodawcą jest układ miejski, wojewódzki czy państwowy. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie przecież ryzykować zwolnienia, gdy zwycięży konkurencyjna sitwa. Idealnym uzupełnieniem systemowego budżetówkowego odstraszania jest permanentne utrzymywanie niedoborów w zakresie dostępu do usług publicznych. A to np. ciągle brakuje miejsc w przedszkolach czy żłobkach (choć propaganda równolegle podaje, że dba o potrzeby mieszkańców i zależy jej na wzroście liczby ludności). Do wielu rzeczy, jak w PRL-u, są kolejki. Wiele załatwia się przez znajomości i polecenia. System kreowania zachowań poprzez zarządzanie niedoborami został ukształtowany w PRL i z powodzeniem przyjął się w III RP.

 

Używamy cookies
Klikając przycisk "OK" wyrażasz zgodę na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystasz tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie danych osobowych pozostawionych w czasie korzystania z serwisu SlonecznyStok.pl.