Niektóre spółdzielnie-molochy wpadły na pomysł wyłudzania opłat od naiwnych, kierujących się dobrą wiarą firm.
Prezesi zamieszczają w mediach elektronicznych ogłoszenia o "przetargach" choć w rzeczywistości spółdzielczość jest zakwalifikowana jako mienie prywatne i tak naprawdę żadnym wymogom przetargowym nie podlega. Zarządy SM wybierają wykonawców całkowicie uznaniowo, na podstawie widzimisię i niejednokrotnie prywatnych interesów prezesów z różnymi firmami na koszt zrzeszonych w postkomunistycznych dybach spółdzielców.
Stąd m.in. fenomen, że wielomilionowe zlecenia mogą wykonywać firmy-słupy: jednoosobowe działalności albo np. spółki cywilne nieposiadające parku maszynowego ani kadr do realizacji wielkich zamówień. W rzeczywistości słupy prezesów fizycznie nie realizują żadnych robót a jedynie pośredniczą między zarządami a faktycznymi wykonawcami. Ich udział sprowadza się do legalizacji transferu pieniędzy ze spółdzielni do firm powiązanych z prezesami.
Ostatnio otrzymujemy sygnały o organizacji spółdzielczych "przetargów", w których warunkiem przystąpienia jest zakup za 100 netto + VAT tzw. "specyfikacji istotnych warunków zamówienia". Spółdzielnia-moloch nie umieszcza na stronie internetowej pliku z "istotnymi warunkami zamówienia" – a żąda opłaty za udostępnienie danych. Ogłoszenia o "przetargu" są kolportowane w sposób masowy w mediach, niejednokrotnie w innej części Polski w stosunku do siedziby spółdzielni. Przykładowo ogłoszenie gdańskiej SM pojawiło się w dzienniku internetowym lokalnej białostockiej prasy.
Przynętą motywującą naiwnych do płacenia 100 zł + VAT jest roztaczanie wizji dużej skali robót, wielkich ilości produktów do dostarczenia albo stałego pewnego zysku z usług konserwatorskich. Dodatkowo może zdarzyć się, że do mikrofirm-celów dzwoni osobnik przedstawiający się jako członek rady nadzorczej i nakłania ofiarę do kupna specyfikacji podpowiadając przy okazji, że nie trzeba zwracać uwagi na wymagania, że dobór produktu może być swobodniejszy, niekoniecznie zgody z wymaganiami. Tak zdarzyło się np. w przypadku "przetargu" na kilkaset opraw oświetleniowych. Oszust łudził firmy wielkim, łatwym zamówieniem sugerując rzekomą swobodę wyboru.
Proceder chyba zyskuje na popularności bo opcja 100 zł + VAT coraz częściej pojawia się w Internecie. Należy przypuszczać, że ofiarą telefonicznych i ogłoszeniowych naciągaczy padają dziesiątki firm skuszonych potencjalnie łatwym zyskiem. Szczególnie niebezpieczne dla naiwnych lub początkujących są pseudoprzetargi na ściśle określony produkt ze wskazaniem na setki albo tysiące sztuk. Przy masowym rozpowszechnieniu ogłoszenia i wzmocnieniu telefonami od "członka rady nadzorczej" wyłudzenia mogą sięgać kilku lub nawet kilkunastu tysięcy złotych.