Nie jestem demokratą i obrzydzeniem napawają mnie wszystkie slogany typu: święto demokracji, władza narodu etc., ale za to z uwagą wsłuchuję się wspoty wyborcze, śledzę bilbordy, ulotki i inne mózgo***y.

Dostarczają mi świetnej darmowej rozrywki i jeszcze bardziej utrwalają niechęć do władzy ludowej. Takie hobby. Czego to nie można dowiedzieć się przed wyborami o tych wybrańcach? Z kampanii wiadomo co o sobie myślą, jak wysoko sami siebie oceniają, a przede wszystkim o czym marzą. Starsi pamiętają jeszcze zapewne jak Aleksander Kwaśniewski wymarzył sobie wyższe wykształcenie. Chyba ostatecznie sam w tę bzdurę uwierzył i nawet niezawisły sąd do tej pory raczej nie przekonał go, że jest inaczej. Inni marzą o byciu na przykład ... biednym, ukrywają majątek zamiast się nim szczycić i pomnażać skutecznie. Jeszcze inni marzą, żeby w przypadku zwycięstwa nadal im się chciało coś robić i spełniać jakieś obietnice. Niektórzy marzą podobno, żeby chociaż spamiętać co tam naobiecywali przy różnych okazjach, bo do notowania nie przywykli, a uzbierało się sporo. Jakie w drukowanych i elektronicznych wyborczych naganiaczach kwiatki można znaleźć! Nie pomnę już dokładnie, która z kandydatek w ostatnich wyborach za rzecz ważną, godną zaakcentowania i mającą zapewnić jej przychylność wyborców uznała ... posiadanie dwóch psów, które kocha niezmiernie. Swoją drogą, więcej psów czy kotów jest w naszym mieście? Dlaczego nie ma rejestrów i co za tym idzie opłat i podatków od kotów, chomików, kanarków i rybek? To przecież kolejne miejsca pracy przy liczeniu „tych co skaczą i fruwają”, walka z bezrobociem, a więc realizacja wyborczych obietnic, przy tym rzecz doskonale wpisująca się w unioeuropejską durnotę. Inna, widziana w telewizji gwiazda samorządowa, mówiła coś w stylu: Łódź nigdy nie była tak piękna jak teraz. Kocham tu mieszkać! Kandyduję, bo chcę coś zmienić. Logika i retoryka czysto wyborcza, nieprawdaż?

Wracając na nasze białostockie podwórko. Wpadła mi wczoraj w ręce ulotka Pani Emilii Magdaleny Truskolaskiej, kandydatki na radną (coś tam przy urnie poszło chyba nie tak) i tam czarno na białym stoi „Prezes Stowarzyszenia Sport Na Zdrowie”. Trochę w lokalnym sporcie działam, a urzędujący jeszcze Pan Prezydent dodatkowo uwrażliwił mnie ostatnio (przy okazji bardzo dziękuję) i wyczulił na niektóre sprawy, więc postanowiłem o Stowarzyszeniu rzeczonym poczytać. Internetowe wyszukiwarki tym razem sobie nie poradziły, więc kieruję się na stronę Krajowego Rejestru Sądowego. Tu coś jest .... ale to nie stowarzyszenie a Fundacja „Sport na zdrowie” w dodatku z siedzibą w Sopocie, a w Zarządzie jakoś dziwnie brak Pani Prezes Truskolaskiej. Myśli jak błyskawice przelatywały mi przez głowę. Czyżby to było stowarzyszenie zwykłe, nierejestrowe? Możliwe. Wykaz takowych prowadzi i je nadzoruje Prezydent Miasta lub Starosta Powiatu. Dzwonię więc do właściwych, jakże zapracowanych departamentów i znów skucha! Nie ma w naszym mieście ani powiecie czegoś takiego, czego Prezesem jest Pani Emilia Truskolaska. Czy Stowarzyszenie Sport Na Zdrowie istnieje? Jeśli tak, to gdzie? Od kiedy? Co robi i czemu służy? Jakie cele realizuje? Z czego się utrzymuje? Kto, oprócz Pani Prezes, go powołał?Nie ma nawet kogo zapytać. Nie ma siedziby, strony internetowej, adresu e-mail, telefonu. Jest tylko ulotka wyborcza. Pytam więc tu, tak tylko – retorycznie.

 

Ech, wybory, wybory. Fajna sprawa. Jeszcze zapewne kilka tygodni liczenia głosów po II turze, pół roku powyborczego cyrku i … naprawdę zacznie mi ich brakować.

 

 

Jarosław Galej

 

 

 

Używamy cookies
Klikając przycisk "OK" wyrażasz zgodę na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystasz tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie danych osobowych pozostawionych w czasie korzystania z serwisu SlonecznyStok.pl.