Na Podlasiu od pewnego czasu dochodzi do dziwnych, nieznanych dotąd incydentów ukierunkowanych na wywołanie niepokojów na tle narodowościowym. W ostatnich dniach doszło do kolejnego zdarzenia: zniszczono dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości.
O co może chodzić? Komu zależy na destabilizacji i prowokowaniu do konfliktu?
Zarówno w samym Białymstoku ani w regionie absolutnie nie ma nastrojów ani atmosfery, która miałaby świadczyć o antagonizmach religijnych czy narodowościowych. To co aktualnie serwowane jest przez „Kurier Poranny” stanowi w mojej ocenie wyłącznie wyimaginowany, agresywny, propagandowy przekaz niemający nic wspólnego z realnymi nastrojami.
Kto może zyskać na prowokacjach i wciągnięciu w zaaranżowany konflikt mieszkańców Podlasia oraz Litwinów?
Tak jak pisaliśmy wcześniej, pewne doraźne pożytki może mieć lokalna oraz krajowa władza dzięki skutecznemu odwracaniu uwagi od rzeczywistych problemów. Przypomnijmy: Białystok jest mocno zadłużony, podejmuje się niepopularną decyzję o sprzedaży MPEC, o budowie spalarni na terenie miasta za setki milionów złotych. Działania te bezpośrednio zagrażają pozycji nie tylko Tadeusza Truskolaskiego, ale również pozycji Platformy Obywatelskiej. Zatem wywoływanie medialnych seansów nienawiści wobec wyimaginowanych faszystów, antysemitów i rasistów może stanowić formę krótkoterminowego wsparcia dla lokalnych włodarzy. Mieszkańcom podaje się emocjonujący temat zastępczy zagłuszający choć przez chwilę dramat bezrobocia, emigracji zarobkowej i rosnących kosztów utrzymania.
Widząc jednak pewien ciąg zdarzeń można stawiać tezę, że chodzi o coś więcej niż tylko lokalne zagłuszanie. Wydaje się, że w temacie są znacznie więksi gracze niż lokali politykierzy próbujący kreować się na hasłach walki z rasizmem. Destabilizacją sytuacji na Podlasiu mogą być zainteresowane grupy posługujące się tajnymi służbami, upatrujące w prowokowaniu negatywnych emocji narzędzie dezintegracji mającej na celu osłabianie polskiej państwowości i tworzenie podziałów do skonkretyzowanych celów politycznych.
Z pewnością życzliwie na dokonywane akty prowokacji patrzy aparat putinowski, bowiem wywołanie konfliktu narodowościowego na Podlasiu może w perspektywie być korzystne dla Rosji, która potencjalnie weszłaby w rolę obrońcy praw Białorusinów, gdyby udało się szerzej eskalować negatywne nastroje i przerodzić je w separatyzmy.
Jednak w pierwszej kolejności korzyściz prowokowania mogą płynąć do innych nieformalnych grup interesów. Za prowokacjami mogą stać ludzie domagający się od Polski odszkodowań, zwrotu nieruchomości oraz zainteresowani silnym skonfliktowaniem Polaków i Litwinów.
Stara zasada "dziel i rządź" zastosowana na pograniczu, poprzez inspirowanie do nienawiści może pomóc w realizacji założonych celów politycznych i gospodarczych. Z pewnością łatwiej będzie szantażować, w szczególności Polaków, roszczeniami odszkodowawczymi, gdy ci będą silnie zantagonizowani z Litwinami czy Białorusinami. Zapewne w takich realiach na lepszy grunt trafią oskarżenia o rasizm i antysemityzm, a także plucie na Armię Krajową i otwarte oskarżenie o współpracę z "nazistami" (modny obecnie termin z języka propagandowej nowomowy).
Nie każdy o tym wie, ale podwaliny pod medialną kampanię nienawiści na Podlasiu i pograniczu zostały położone znacznie wcześniej. Propagandowym punktem wyjścia może być w tym przypadku antypolska powieść "Malowany ptak", głośna w latach dziewięćdziesiątych, m.in. z uwagi na wizję prymitywnych i okrutnych chłopów mordujących Żydów i współpracujących z "nazistami". Okres, kiedy samobójca Kosiński, autor "Malowanego ptaka", jeszcze żył, w sensie politycznym nie dawał perspektywy do antypolskiego zagospodarowania powieści i ewentualnego zaprzęgnięcia do kampanii o zwrot mienia.
Jeżeli za prowokacjami stoją tajne służby to należy oczekiwać, że antypolscy propagandyści niebawem mogą próbować robić użytek z książki Kosińskiego, podobnie jak niedawno czyniono to z "pracami" Grossa.
Dla władzy z kolei prowokacje w rodzaju: niszczenie dwujęzycznych tablic czy dewastacje cmentarzy, mogą stanowić pożywkę i pretekst do wprowadzania kolejnych instrumentów inwigilacji i ograniczeń wolności słowa. Niewątpliwie postulowana przez grupy interesów z zamiarem zablokowania krytyki, zmiana w kodeksie karnym wprowadzająca cenzurę debaty publicznej poprzez penalizację tzw. mowy nienawiści, może dzięki eskalowaniu prowokacji na Podlasiu, nabrać nowego życia w mediach kontrolowanych przez antypolskie grupy.
W obliczu tych propagandowych aktów manipulacji, Polacy, Litwini, Białorusini, Tatarzy z Podlasia, Ukraińcy, powinni zachować solidarność i nie dać się wciągnąć w aranżowane kampanie nienawiści. Poddawanie się wpływom gazetowych krzykaczy demagogicznie oskarżających o rasizm czy antysemityzm może tylko zaszkodzić harmonijnemu współistnieniu, bezpieczeństwu gospodarczemu i majątkowemu.
Autor: Stanisław Bartnik