Miliony polaków borykają się z problemami w spółdzielniach mieszkaniowych. Niejasne rozliczenia za czynsz i media, blokowanie dostępu do dokumentów, okupacja spółdzielczych stołków przez zorganizowane grupy prezesów trzymające latami władze i permanentnie uniemożliwianie wyodrębniania na własność mieszkań to podstawowe kwestie z którymi zetknął się niemal każdy z nas.
Spółdzielnie mieszkaniowe mają często więcej mieszkańców niż niejedna gmina wiejska lub niewielkie miasteczko. Tymczasem członkowie spółdzielni mieszkaniowych są podstępnie pozbawieni kontroli nad powierzonym w opiekę zarządowi majątkiem.
Rady nadzorcze nie kontrolują działań zarządów spółdzielni. Składają się one w większości z ludzi przyjaznych prezesom albo z nimi powiązanych.Kolesiostwo i kumoterstwo w obsadzaniu takich stanowisk to w spółdzielniach mieszkaniowych niemal reguła.
Działania grupy trzymającej władze w spółdzielniach mieszkaniowych wspierają też i podmioty zewnętrzne skupione w tzw. „bankach wykonawców”. To bazy stałych firm powiązanych z władzami spółdzielni mieszkaniowych , które wykonują usługi na rzecz członków często po zawyżonych cenach. Nikt nie kontroluje ile spółdzielnia przelewa na konta wyłanianych w ten sposób firm. A co bardziej dociekliwych mieszkańców, odprawia się tradycyjnie z kwitkiem, nie pokazując żadnych faktur. I tak obok samych władz spółdzielni wyrasta druga potężna grupa czyli wykonawcy.
Do tego dochodzą zatrudnieni w spółdzielniach pracownicy, których wynagrodzenia również skrywane są przed spółdzielcami.
Dla przykładu: magazynier w SM Śródmieście w Łodzi zarabiał miesięcznie 18 tys. zł. Prezes tej samej spółdzielni Krzysztof D. otrzymywał 50 tys. zł (25 tys. z tytułu pracy w zarządzie spółdzielni i kolejne 25 tys. z firmy Vasco Projekt należącej w całości do spółdzielni, gdzie pełnił rolę prokurenta).
Korupcja i przestępczość zorganizowana
Pozostającym poza wszelką kontrolą władzom spółdzielni mieszkaniowych żyje się więc bardzo dostatnio. Obracają swobodnie gigantycznym majątkiem i czerpią ogromne korzyści bez większego wysiłku. Za pieniądze spółdzielców można przecież nimi samymi manipulować: wydać gazetkę, plakaty, umieścić propagandowe treści.
Dysponując tak gigantycznym majątkiem można wreszcie korumpować urzędników gminnych, oferując im lokale czy płacąc pod stołem za to, że wbrew prawu podzielą nieprawidłowo działki, wydadzą decyzje na budowę, czy wycinkę drzew.
Można też dotrzeć do policjantów, prokuratorów, sędziów do których co jakiś czas wpływają sygnały o nieprawidłowościach w spółdzielniach.
Co jakiś cza zwalniają się bowiem lokale tzw. bezspadkowe, które mimo obowiązku nie są zgłaszane gminom. Nikt nie wie co się z nimi dzieje (oprócz wąskiej grupki trzymającej władzę).
Coraz częściej zdarza się też, że przejmowane są tzw lokale zadłużone. W ostatnich latach nasilił się bowiem proceder pozbawiania ludzi wartościowych mieszkań pod pretekstem niewysokich nawet długów.
Zorganizowane gangi przestępcze w porozumieniu z władzami spółdzielni i biurami nieruchomości czerpią z tego naprawdę spore korzyści. Przy okazji przekazują sobie wzajemnie informacje o sytuacji takich mieszkańców aby kolejni przestępcy mogli im zaoferować pożyczki na lichwiarskich zasadach, wepchnąć w spiralę długu i skutecznie pozbawić majątku życia. Przerzucanie bezradnych, pozbawionych mieszkania spółdzielców do ruder pozostających w zarządzie fałszywych kamieniczników to jeden z elementów takiej układanki. W całym procederze pomocni są oczywiście zaprzyjaźnieni notariusze ( w zatrzymanym w Łodzi dwa lata temu gangu zajmującym się tym procederem to właśnie notariuszka wiodła prym).
Prezesi kupują też nagminnie przychylność polityków. Ci ostatni są im bowiem bardzo potrzebni do utrzymania chorego status quo w spółdzielniach mieszkaniowych, na wypadek gdyby ktoś chciał zmieniać prawo na bardziej korzystne dla milionów ludzi, likwidując finansowy raj. Dlatego prezesi spółdzielni mieszkaniowych bez wiedzy członków chętnie finansują w kampaniach wyborczych, banery i ulotki plakaty ich dystrybucję , reklamują wybranych kandydatów w osiedlowych gazetkach.
W czerwcu 2014 roku w Sejmie RP podczas wysłuchania publicznego w sprawie nowego prawa spółdzielczego prezes jednej z katowickich spółdzielni zeznał do protokołu, że jak przychodzą wybory to oni czyli prezesi na wszelki wypadek dają wszystkim. I jeszcze się nie spotkali aby któraś opcja odmówiła.
Pogrobowcy PRL
Taka chora sytuacja utrzymuje się już od czasu transformacji bo to w tamtych latach w zarządach spółdzielni mieszkaniowych skryła się większość funkcjonariuszy komunistycznego reżimu. Okopali się w spółdzielniach jak w twierdzy dobrze przeczuwając, że tu nikt ich nie będzie w stanie skutecznie pogonić. I na tych samych zasadach przez lata wychowali sobie godnych następców, głównie własne dzieci i rożnych pociotków.
Posiadali przy tym gigantyczne wsparcie ze strony „czerwonych towarzyszy „ – do dzisiaj za najbardziej aktywnymi hamulcowymi przemian w spółdzielniach są pogrobowcy dawnego systemu tj. SLD oraz PSL. Podczas wielu lat rządów Kwaśniewskiego czy Millera włos im z głowy spaść nie mógł. To w tamtych latach dochodziło do przedziwnych transakcji związanych z nieprawidłowymi przejęciami gruntów pod spółdzielnie mieszkaniowe. Przykładem jest Warszawa gdzie na początku lat 90. działacze SLD – ówcześni pracownicy Urzędu Rady Ministrów założyli spółdzielnię „Dębina” Lewicowi politycy dzięki przychylności administracji bezprawnie przejęli hektary gruntów na Ursynowie. Czerwoni towarzysze uwłaszczyli się na nich kosztem podatników. Sąd przyznał po latach spadkobiercy prawowitych właścicieli - rodziny Branickich -15 mln zł odszkodowania. Zapłacił oczywiście skarb Państwa czyli my wszyscy .
Analiza obrotu gruntami przez spółdzielnie mieszkaniowe w ostatnich 30 lat Polsce nie pozostawia żadnych wątpliwości. Mamy do czynienia z przestępczością zorganizowaną na ogromna skalę a grunty stanowią klucz do zrozumienia sprawy. Nie bez powodu też rodząca się w latach 90. polska mafia uznała, że inwestycje w spółdzielcze działki i wejście w układy z prezesami tonajlepszy sposób min na pranie brudnych pieniędzy. Plan był prosty: podstawiony członek władz spółdzielni działa jednocześnie jako przedstawiciel jej i przedstawiciel firmy, która ma rozpocząć na jej terenach inwestycję. W kosztorysie budowy zataja jednak brak kapitału. By rozpocząć budowę spółdzielnia musi zaciągnąć ogromne kredyty, kolejne musi wziąć na opodatkowanie inwestycji. Odsetki narastają lawinowo a wtedy ci którzy do zaciągnięcia kredytu spółdzielnie zachęcali mogą dług odkupić i przejąć tereny (budynki ) w tzw. wrogim trybie.
W doprowadzonej do bankructwa SM Śródmieście w Łodzi hektary działek zostały w ten sposób przewłaszczone na różne dziwne firmy pod zabezpieczenie właśnie takich długów. I choć jest to nielegalne (przewłaszczyć na zabezpieczenie można jedynie ruchomość) prokuratorzy w Łodzi od lat nie są w stanie rzetelnie wyjaśnić tego zorganizowanego procederu. Tymczasem postkomunistyczna mafia spółdzielcza wespół z „panami spod Warszawy” wyprowadziła niemal całe centrum miasta Łodzi.
Wyzysk spółdzielców
Przez wiele lat postkomuniści robili wszystko aby nie ujawniać w księgach wieczystych zapisów aktów notarialnych które pozwalałyby na sprawdzenie kto jest właścicielem nieruchomości. W ten sposób doprowadzono do kuriozalnej sytuacji, w której spółdzielca płaci za wykupienie na własność czegoś co nie jest jego. Mowa o tzw. spółdzielczych własnościowych prawach do lokalu. To niespotykana w świecie forma własności ułomnej (płacimy za coś co nadal jest spółdzielni, bo to ona widnieje jako właściciel w księdze wieczystej nieruchomości).
To nie jedyne oszustwo związane z e spółdzielczością mieszkaniową w Polsce.
Ludzi nakłaniano latami aby gromadzili oszczędności na książeczkach mieszkaniowych by potem jednym zapisem ich tych oszczędności i prawa do mieszkania pozbawić.
Dokąd zmierzasz Polsko
Wiele spółdzielni mieszkaniowych od dawna nie wywiązuje się z podstawowych obowiązków. Zamiast tego spółdzielnie mieszkaniowe stanowią potężne narzędzie dla przestępczości zorganizowanej, gospodarczej oraz działań mafijnych. Niejednokrotnie działają na szkodę instytucji państwa ( Urząd Skarbowy , ZUS) czy lokalnych samorządów (wyłudzanie gigantycznych bonifikat przy wykupach gruntów przez spółdzielnie tak jak to miało miejsce w Łodzi).
Jak długo radzący nie zdadzą sobie z tego sprawy tak długo będziemy żyć w państwie mafijnym, w którym wąska grupka utrzymująca siłą władzę może robić co chce z milionami bezradnych ludzi.
Pastwo polskie ma obowiązek rozwiązać raz na zawsze ten wstydliwy problem.
Źródło: http://ecio24.pl/anatomia-dranstwa/
Agnieszka Wojciechowska van Heukelom - od lat walczy z postkomunistycznym układem w Łodzi. Broni lokatorów przed czyścicielami kamienic. Zasłynęła, jako bodaj jedyna po Lidii Staroń, z doprowadzenia do aresztowania prezesa spółdzielni.