Plaga pożarów opuszczonych domów ogarnęła Białystok. Czy naprawdę za tym procederem stoją bezdomni?
Widziałem dziś taki znak drogowy z domalowaną 'oiką". W odległym od siedzib ludzkich miejscu, komu by się chciało podjeżdżać tam, marnotrawić benzynę i kupować drogą farbę w sprayu? Niszczenie znaków drogowych w ten sposób jest plagą. Tylko domalowane rysunki są czasem inne. Należy przy tym zapytać qui bono, kto na tym skorzystał? Podobnie jak w przypadku napisów w Jedwabnem odpowiedź jest dość oczywista. Kilkanaście tysięcy złotych kosztowało usunięcie tych napisów i zainstalowanie monitoringu. W wypadku znaków drogowych, za kradzież których grożą wysokie sankcje, zarabianie na ich odnawianiu wydaje się niezłym pomysłem biznesowym. Nie zdziwiłbym się gdyby synalek właściciela firmy drogowej w Pcimiu Dolnym wraz z kolesiami zrobili sobie nocny weekendowy rajd wandalizmu. A w poniedziałek wpływa do firmy tatusia od pana burmistrza zlecenie na odnowienie znaków.
Od kilku lat w Białymstoku wybuchają pożary drewnianych domów wpisanych do rejestru zabytków: np. tych przy ulicy Młynowej, Bojarach, Starosielcach i w wielu innych miejscach. O podpalenie oskarżani są zazwyczaj bezdomni, tylko że oni nie pomieszkują w tych zabudowaniach. I dziwnym trafem za kilka miesięcy po pożarze na atrakcyjny opróżniony po podpaleniu teren wkracza firma deweloperska.
A symbole faszystowskie na ścianach budynków? Tu wytłumaczenie jest banalne. W swojej karierze pedagogicznej kilkakrotnie spotkałem się z malowaniem przez dzieci obojga płci hakenkrojców w zeszytach lekcyjnych, na ścianach budynków czy na częściach ciała i garderoby. Zawsze były to dzieci z co najmniej opóźnieniem umysłowym, jeżeli nie całkowicie kalekie intelektualnie. Można im było wmówić, że Hitler pod Cedynią w 1410 roku wymordował żydów. Nie rozumiały swego czynu, odczuwały satysfakcję, że nauczyciel zwraca na nich uwagę w takich sytuacjach. Więc był to prosty odruch opisany przez Pawłowa. Swastyka na okładce zeszytu - ślinotok u nauczyciela.
Te nieszczęśliwe, zaniedbane dzieci po prostu w ten sposób komunikowały dorosłym: "Zwróć na mnie uwagę, potrzebuję twego zainteresowania. Czuję się samotny/a".