Byłem dzisiaj na pogrzebie poważanego członka-seniora naszego rodu. Ród to grupa rodzin o różnych nazwiskach spokrewnionych ze sobą. Podczas nocnego czuwania stałem jak nie przymierzając Wyspiański na weselu Rydla obserwując wszystko i medytując nad fenomenem śmierci. Po pierwsze co bardziej przeraża śmierć pojedynczego człowieka czy śmierć masowa? Otóż paradoksalnie śmierć wielu ludzi w krótkim czasie subiektywnie pomniejsza tragiczny wymiar każdego z wchodzących w skład takiej katastrofy jednostkowych zgonów. Na refleksje nad życiem konkretnego, znanego nam człowieka musimy wygospodarować pewien okres czasu. Jesteśmy mu to winni.
Wczoraj również odbywała się inscenizacja w Radymnie zagłady polskiej wołyńskiej wsi podczas rzezi ukraińskich w 1943 roku. Niektórzy komentatorzy porównywali zagładę Polaków z lata 1943 ze zbrodniami ukraińskimi na Polakach podczas wojny o Lwów 1918-1919 roku. Ja cofnąłbym się do okresu przedrozbiorowego i jeszcze dalej na wschód na teren Humania.
W czerwcu 1768 roku w tym mieście Kozacy zamordowali 17 tysięcy Polaków i 3 tysiące Żydów. Ludzie ukrywali się w świątyniach gdzie zastała ich śmierć.
Od lipca do września 1943 na Wołyniu zamordowanych przez Ukraińców zostało około 60 tysięcy ludzi. Wielu również zginęło w kościołach podczas niedzielnych nabożeństw. Zło przesuwa się więc na zachód, jest długotrwałe i pochłania coraz więcej ofiar. Obie rzezie stanowiły preludium do długotrwałej okupacji Polski przez Rosję carską i ZSRR. Rosjanie wchodzili więc na te tereny ogarnięte "chaosem" jako "zaprowadzający porządek". Dla sprawców obu rzezi wejście oddziałów rosyjskich zakończyło się równie tragicznie. Wydawało im się, że eksterminując Polaków na tych terenach są w stanie zbudować organizm państwowy i ugruntować swoją - morderców- władzę.
W okresie Dwudziestolecia przez wiele lat autorską politykę wobec Ukraińców prowadził wojewoda wołyński Henryk Józewski. Chwalił on sobie współpracę z Ukraińcami wyznania prawosławnego, dominującymi na tym obszarze, uważał, że taka działalność czy porozumienie z unitami i nacjonalistami z południowych województw nie byłaby możliwa. Lato 1943 zadało cios strategii Józewskiego. Jego ideę propagował po wojnie Jerzy Giedroyc, którego skrytykował za to w dniu wczorajszym ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Jako przerywnik w tym miejscu należy zaznaczyć, że nasz Gospodarz Stanisław Bartnik był podczas studiów stypendystą Funduszu Pomocy Niezależnej Literaturze i Nauce Polskiej, w kapitule której zasiadał Giedroyc.
Stawianie przez księdza Zaleskiego J. Giedroyca w jednym szeregu z Michnikiem i Geremkiem to nieporozumienie. Emigrant z Maison-Lafitte wielokrotnie podkreślał, że w życiu swym sympatiami obdarzał sprawy i ludzi przegranych. Giedroyc traktował w istocie możliwość porozumienia z Ukraińcami jako odległą. Michnik, Geremek i macherzy od pomarańczowej rewolucji chcieli z Ukraińcami i Litwinami bratać się natychmiast. Ściślej mówiąc ich celem było wykreowanie ateistycznej elity ukraińskiej jako partnera do prowadzenia własnej polityki ponad ogółem i opinią publiczną obu społeczeństw.
Tymczasem tożsamość narodu ukraińskiego wyznacza historia zmagań przeciwko polskiemu żywiołowi. Etapy konfrontacji z Polakami to dla Ukraińców markery ich politycznej świadomości. Fakt, że kozaczyznę powołano w wielkiej kancelarii koronnej do walki przeciw Rosji i Turcji jest dla dzisiejszych Ukraińców niezrozumiały.
Wspólnota losów polsko-ukraińskich polega na bliskości śmierci. Oba narody borykają się dziś z ujemnym przyrostem naturalnym, emigracją, alkoholizmem i przestępczością. Oba państwa mogą wkrótce przestać istnieć. Przetrwają jednak ludzie pracowici, bogobojni i prawi. Człowiek prawy umiera pogodzony z losem, gdy wie, że pozostawia po sobie godnych następców. Dlatego właśnie zło nakazywało likwidować na Wołyniu całe wielopokoleniowe rodziny. Aby umierającym nie pozostawała nawet nadzieja ani pamięć po nich.